Legenda jak Matka Boska Częstochowska swój klasztor ocaliła

Jak Matka Boska Częstochowska swój klasztor ocaliła, z nagła budząc śpiącego mniszka, by złe świece gasił.

Opis

Czasu owego, gdy Szwedy narobiły Polsce biedy dotarła ich nawała pod Jasną Górą i wielkim tam groziła spustoszeniem. Choć szelmy dostawały tęgi respons z armat, które obronę z wałów czyniły, to przecie zdawało się, iż już wnet wejdą do klasztoru i nieuszanowaniem świętego miejsca się pocieszą. Jakoż więc zdziwił się sławny przeor Kordecki, gdy mu doniesiono, iż szwedowy jenerał dwie świece chce przysłać, by te, w hołdzie ad perpetuam rei memoriam złożone, przed Matki Boskiej obrazem swą powinnoś czyniły. Prawdziwa to najezdników pokora ? Czy dar od wroga, acz by i pobożnie pomyślany, godzi się teraz przyjmować ? I czy Matce Najświętszej miłe będą heretyckie wyroby, na których może ujuszona ręka ślad zostawiła ? Długo czcigodny ojciec z myślami się spierał i konferencje z braćmi wszelakie urządzał, nie wiedząc jak postąpić, aż wreszcie, dusze pacierzami posiliwszy, zgodził się świece przyjąć. Miał nadzieję, iż Szwed przez to złego ducha w sobie okiełzna i rychło sam odejdzie do swoich zamorskich leży.

Świece, nader okazałe i przednim woskiem pachnące, przyniesiono.

Wódz szwedzki, śląc je przez umyślnych, ślicznymi słowy chwalił Jasnogórską Panią i prosił przeora o błogosławieństwo, a nadto życzenie to wyrażał, by obie świece wnet zapalono, gdyż nie co inszego, lecz najszlachetniejsze duszy jego afekty dar tak skromny fundowały.

Czcigodny przeor Kordecki, słysząc one błagania i sumitacje, kazał świece zapalić.

Ale, że zegar już północek w refektarzu ogłaszał i w Matki Bożej kaplicy stawało się pusto, przeto polecił jednemu z paulińskich braci straż trzymać kościelną i płomyków doglądać, by czasem jakiego pożaru nie było.

Braciszek wszystko mówione czynił i chętnie też różaniec przesuwał, modłów nie szczędząc, ażeby pokój znowu ziemię nawiedził, a Rzeczpospolita, tak srodze dręczona, szczególniejszą protekcję od Maryi otrzymała. Był wszakże ów paulin strudzony różną wojenną niewygodą i późna pora już była, więc też poniemału Morfeusz bardzo go sponiewierał, do snu coraz lepszego przymuszając.

A gdy to się mu już całkiem udało i braciszek przymknął skwapliwie oczy, rzecz się stała niezwykła. Śpiący mnich ujrzał jasność z której wyłoniła się Ona o nader stroskanym i juści czarnym obliczu. Zląkł się. Nietrudno mu było wszak, jako paulinowi, rozpoznać Matkę Najświętszą, a przy tym skonfudował się i stracha dostał, iż pochrapując, przeorowe miernie spełnia rozkazy. Matka Boska jednak nie miała doń żadnego żalu i lekko się uśmiechnęła, rozespalca widząc, po czym znów smutek ją przejął i chusta z oną gwiazdką nad świętym czołem jakby zsunęła się niżej, a usta szepnęły nagle, że świece trzeba zgasić. Zgasić? Braciszek przetarł oczy i głową pociesznie wokół ruszył, by bieglejszego nabrać rozumu, a i się w ucho szczypnął, nie wiedząc, czy głos doń prawdziwie wchodzi. Lecz szept w kaplicznych murach brzmiał wyraźnie: zgasić.

Zerwał się brat śpioch z klęcznika. Począł gasić pierwszą świecę.

A wtedy ze zgrozą dostrzegł, iż pod palącym się knotem jest niejeden funt prochu, gwoli niepoznaki woskiem oblanego, i tylko czekać, jak ona machina piekielna wybuchnie. To samo cum summmo periculo druga świeca przechowywała, gdyż obie, nikczemny fortel stanowiąc, na zgubę Jasnej Góry wyznaczone przez Szweda zostały. O, przerażony braciszek już zgoła na tamtym świecie oglądał swą niewyspaną personę, a i do uszu jakby dobiegał rechot najeźdźczego wojactwa, zadowolonego ze swego fałszu.

Przecie na dobre wszystko wyszło.

Nie tylko na czas zdążył brat ów pogasić zdradzieckie świeczydła, ale i tego się doczekał, iż zastęp polski, co klasztoru bronił, takich zapałów dostał, iż z paulińskim sukursem niebawem wroga het przegnał.

Źródła, informacje w Internecie

Szczypka J., Legendy polskie, Warszawa 1983.